Najbardziej podobało mi się:
- momenty, w których Mesmerowi się nie udawało. Np. moment, w którym do bramy jego posiadłości zaczęli się dobijać najubożsi ludzie, z prośbą o wyleczenie. Mesmer przynosi magnez i każe utworzyć koło. Chodzi wokół każdej osoby, mówi i na końcu dotyka magnesu. To nie było nic innego, jak wprowadzenie ludzi w stan hipnozy! Zaczęli się dziwnie zachowywać, ale nie ulegli ozdrowieniu. To był bardzo ciekawy moment. Mesmer stanął na schodach, dziwnie zawinął swoją „peleryna” i stał zamyślony. W którejś minucie (wcześniej) powiedział: „Och, wy .... ludzie” i to takim głosem, że aż się wzruszyłam. Zabrzmiało to tak, jakby z lekka pogardzał nimi, ale też było mu ich żal.
- Kolejnym „prawie” nieudanym momentem była chwila, w której przybywa Maria, po wielodniowym leczeniu, z zawiązanymi oczami, ale po odwiązaniu nadal nie widzi. Mesmer jest zdziwiony, nie może w to uwierzyć, ale nie upada na duchu. I w tym momencie następuje coś ciekawego. Mianowicie do pomieszczenia wpada dziewczynka, która mieszka z Mesmerem. Jego brat chciał ją chyba zgwałcić i przerażona, „przerywa” sesję terapeutyczną Marii. Theresa upada i gdy podnosi się, zaczyna widzieć! To jeden z tych momentów, w których nie do końca wiadomo czy jej ozdrowienie było dziełem Mesmera, czy po prostu przypadku.
- Szalenie podobał mi się dom Mesmera, jego „gabinet lekarski” i ogród wokół posiadłości. Mesmer był wrażliwym na piękno i muzykę człowiekiem. J
- Odczułam dziką satysfakcję, gdy widoma już Maria idzie w kierunku swojego ojca i patrzy się na niego ze złością, czy żalem. On sam wtedy mówi: „Nie patrz tak na mnie.”
- Podobały mi się retrospekcje w czasie, np. gdy Mesmer pokazany jest jako mały chłopczyk, leżący na skale i wsłuchujący się w odgłosy ziemi.
- Podobał mi się ten cały mistycyzm, którym film był przesiąknięty. Zarówno Mesmer jak i Maria zdawali się widzieć, wiedzieć i słyszeć więcej niż inni ludzie. Rickman mówił cicho, z wielkimi emocjami, także nie sposób wyrazić tego słowami.
Film kończy się na powrocie do „zebrania lekarskiego”. I tam jeden z lekarzy dobitnie stwierdza: „Franz, Anton Mesmer – jest pan szatanem!” Na zebraniu pojawia się Maria Theresa. Nie widziała się z Franzem dwa lata, ale niestety nie widzi. I tu film smutno się kończy. Mesmer i Theresa rozmawiają ze sobą w opustoszałej sali.
Jedna rzecz, której prawie wcale nie zrozumiałam to kim była ta dziewczyna, co mieszkała z Mesmerem. Chyba nie miała więcej niż 20 lat. Była po trosze szalona i zakochana w Mesmerze. Lubiła słuchać i przyglądać się ładnej pozytywce.
Nie podobało mi się:
- Matka Mesmera – wredny, wstrętny babsztyl, nie wierzący w swojego syna i brat Mesmera, głupi nieudacznik życiowy i tyle :p
- Ojciec Marii. Obmacywał ją i w ogóle był obleśny. :]
- Francuskie damulki dworskie. Bleee :p
Jeśli ktoś jest „zboczeńcem” i zawsze wynajduje jakieś podteksty, to nie wytrzyma na takim filmie. Tam ciągle kogoś macają w kwestiach zdrowotnych oczywiście, choć nie tylko. :] Ci, co lubią kino akcji, zasną na tym filmie. Od razu mówię, nie powinniście oglądać! To dramat, czyli tzw. film ciężki. Nie tylko obrazuje życie Mesmera w tamtych czasach, ale także problem wiary we własne siły i zaufania. Od prawie dziesięciu lat interesuję się podświadomością człowieka, snami, hipnozą itp. rzeczami. Dlatego jak usłyszałam, że Rickman zagrał kiedyś w filmie mojego „idola” naukowego, robiłam wszystko, by to zobaczyć. I nie żałuję. Pomimo, że nic tam się specjalnie nie dzieje, to i tak jest kino niezwykle emocjonujące. I bez tłumacza angielskiego przeżywa się ten film niesamowicie.
A teraz niespodzianka! Po tym adresem możecie obejrzeć sobie trailer do filmu! Nie jest cały, ale z tego co widziałam na DVD, brakuje tylko niewielkiego fragmentu. A na koniec ciekawe zdjęcia: